Na trasie naszą uwagę zwróciły częste pożary – napotykaliśmy na ciągnące się na kilka metrów nieugaszony ogień. Wszędzie było też pełno dymu, smogu czuć było spaleniznę. W tych temperaturach nie ułatwia to oddychania, a i jakoś tak ma się wrażenie, że jest dużo goręcej niż byłoby normalnie…jakby ktoś jeszcze w piecu napalił. No bo jak się może czuć człowiek, gdy na dworze taka oto temperatura?
Czemu tak dużo w tym stanie ognia? Otóż, ogień stanowił istotny element w zarządzaniu ziemią przez Aborygenów. Po pierwsze, wiele drzew potrzebuje ognia, by znów kwitnąć i pożary są w tej części Australii równie pożądane jak deszcz czy wiatr w innych częściach kontynentu. Przez tysiące lat był to naturalny proces, który stał się teraz groźny przez zmiany jakie nastąpiły w przyrodzie, rozwój miast i zmiany klimatyczne. Więcej na temat australijskich bushfires na stronie poniżej: http://www.csiro.au/Organisation-Structure/Divisions/Ecosystem-Sciences/BushfireInAustralia.aspx
Gdy dotarliśmy do Darwin dzień miał się ku końcowi. Postanowiliśmy zameldować się w hotelu, oddać samochód i pójść na wieczorny spacer po mieście. Więcej o tym jak wygląda Darwin nocą i co robiliśmy dnia kolejnego w następnym poście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz