niedziela, 25 maja 2014

Australian English – jak się mówi na drugim końcu świata

G'day mate ha ye goin' ….. to było jedno z pierwszych zdań jakie usłyszałam w Australii. Myślę sobie…What the hell? A to przecież zwykłe przywitanie… Nim postanowiłam zamieszkać w Australii nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że tutejszy język angielski będzie różnił się od tego, czego uczyłam się w Europie (czyli głównie wpływy amerykańskie i brytyjskie). Na Antypodach spotkałam dość nietypowy akcent, ale także, (z początku dość irytujące) kończenie zdania jakby pytając o wszystko. Nigdy tak do końca nie można być pewnym, czy to jest twierdzenie, czy pytanie, czy cholera wie co jeszcze… To tak trochę jak małe dziecko, które o wszystko pyta, nawet jak opowiada. Ktoś zażartował, ze Australijczycy są wiecznie wszystkiego niepewni dlatego nie mogą się zdecydować czy pytać, czy po prostu coś stwierdzić. Tego się nie da opisać, trzeba posłuchać, więc brzmienie australijskiego angielskiego w prześmiesznym filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=KpBYnL5fAXE 

Żeby nie było za łatwo, w związku z tym, iż Australia jest ogromna i język kształtował się czasem nieco inaczej w poszczególnych jej częściach, to w zależności od gdzie się pojedzie mówi się nieco inaczej, chodzi tu w dużej mierze o akcent. Po jakimś czasie już łatwo odróżnić względnie ‘ładny i zrozumiały’ akcent z Sydney od tego z Darwin. Generalnie funkcjonuje tutaj dość prosta zasada: im dalej na północ tym gorzej. Pamiętam, jak podróżowałam po Northern Territory czy Queensland – nierzadko zdarzało się, że rozumiem co 5 słowo mojego rozmówcy…Zresztą, często wystarczy nawet pojechać za miasto i posłuchać jak mówi się w prawdziwym australijskim slangu. Słuchając ludzi z północy ze zdziwieniem odkrywałam po jakimś czasie, że to wciąż angielski… Takim australijskim slangiem często posługują się mieszkańcy właśnie spoza miasta, czyli tzw. bogans, zwani często rednecks of Australia. Tutaj trochę przerysowana wersja bogans, ale warto obejrzeć: https://www.youtube.com/watch?v=KFzynVIJFPQ 

Prócz akcentu warto zaznaczyć, że pojawiają się nagminnie słowa, które nie są obecne w amerykańskim, czy brytyjskim angielskim. Papryka (red/green pepper) to capsicum, klapki (flip flops) to tongs, łazienka (a toilet) to dunny, strój kąpielowy (swimming suit) to cozzie. Sporo słów, które odnoszą się do aborygeńskich korzeni – chociażby boomerang, kangaroo, Parramatta (nazwa dzielnicy w Sydney), Wooloomoollo (nazwa dzielnicy w Sydney). Zwraca uwagę nagromadzenia zestawień liter z podwójnym oo, tt, rr, bardzo typowe dla języków aborygeńskich. 

Inną ciekawą charakterystyką języka jest nadużywanie pewnych słów, które nie są tak obecne w USA czy UK. Chociażby wyrażenie ‘no worries’, które pasuje dosłownie do wszystkiego. Chcesz usiąść tam? No worries! Chcesz iść ze mną do kina? No worries! Podałbyś mi tę solniczkę? No worries! Czy wyjdziesz za mnie za mąż? No worries! To taki zamiennik na : Ok, sure, not a problem, of course, yes, certainly. Zaintrygowało mnie, to w jaki sposób język odzwierciedla postawę Australijczyków i ich podejście do życia. To chroniczne nadużywanie ‘no worries’ świadczy o bezproblemowości, optymizmie i generalnie pozytywnym nastawieniu do świata. Inne typowe zwroty, które to potwierdzają to ‘that’ll do’, ‘it’s good enough’, ‘she’ll be right mate’. Nie muszę chyba wspominać o tym, ze jak w każdym anglojęzycznym kraju na pytanie ‘Jak się masz’ zawsze odpowiada się, że dobrze. Nie to co w Polsce – zwykle mówimy ‘No, jakoś leci’, Ej tam, stara bida’, ‘Ach, te same problemy’… Cóż, nikt nie odmówi nam bycia narodem marud i narzekaczy! Po kilku miesiącach człowiek przyzwyczaja się jednak do brzmienia języka, specyficznych konstrukcji zdań i wyrażeń. Teraz po 3 słowach jestem w stanie stwierdzić, czy ktoś jest Australijczykiem;) 

Na koniec słówka ‘na przetrwanie’ w Australii: https://www.youtube.com/watch?v=nDWsVXurkj8 Adam Hills - Australian accents

Adam Hills - Australian accents
www.youtube.com

niedziela, 18 maja 2014

Australijski system polityczny

Każdy wie, że Australia była początkowo kolonią brytyjską. Ale nie wie, że oficjalną głową Antypodów jest wciąż królowa brytyjska. Dla wielu jest to powód do żartów i komentarzy, w których często powtarza się, że Australijczycy są tak leniwi, że mają nawet głowę państwa spoza własnego kraju. Ale większość Australijczyków nawet nie przywiązują do tego wagi. Nie bardzo interesuje ich to, jaki status ma Australia – owszem, wielu przyznaje, że Antypody powinny stać się republiką i uniezależnić się od Anglii, ale z drugiej strony mało kto faktycznie zwraca na to uwagę, ważne by było słońce, praca, czas wolny. Ciekawe, czy Polakom byłoby takie obojętne, że na scenie międzynarodowe reprezentuje nas np. Putin… Owsze nawet w Australii zdażają się głosy krytyczne takie jak np. wypowiedź dyrektora Galerii Sztuki stanu NSW – ‘ It’s unbelievable – I simply can’t understand – poeple in Britain are bemused by the fact that this country still has their queen as its head of state.’ Co jednak począć, zmiany w tym zakresie raczej nie przyjdą zbyt prędko.


Podział stanowy Australii - source: http://mapsof.net/map/australia-states-rs01

Pełna nazwa Australii to Commonwealth of Australia. Mimo tego, iż jest niezależnym państwem z własną konstytucją ów kraj jest formalnie wciąż podległy królowej Brytyjskiej i stanowi condominium brytyjskie. Ustrój polityczny Australii to trochę takie połączenie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych – to federacyjna monarchia konstytucyjna z demokratycznym parlamentem. Składa się z 6 stanów, które przed 1901 rokiem były niezależnymi koloniami brytyjskimi i z 3 terytoriów, które posiadają autonomię – Northen Territory, Australian Capital Territory i Norfolk Island. Taki federacyjny układ sprawia, iż mieszkańcy tego kontynentu identyfikują się nie tylko z Australią jako taką, ale również z konkretnym dystryktem – gdy rozmawia się z Australijczykami zwraca uwagę fakt, że chętnie używają sformułowań ‘I’m Tasmanian’, ‘We’re Territorians’. Z pewnością ten podwój poziom identyfikacji wzbogaca. To tak jak my mówimy, że jesteśmy Polakami, ale też Dolnoślązakami czy Kaszubami (gorzej z ślazakami, którzy są po prostu... Ślązakami i już)… tyle, że my w przeciwieństwie do nich nie mamy innych regulacji prawnych, odrębności konstytucyjnych (w Australii każdy stan ma swoją konstytucję). Jednym z istotniejszych efektów takiej struktury państwowej jest to, że wszystkie ważne decyzje dla konkretnych społeczności podejmuje się na poziomie lokalnym – oczywistym jest, że politycy z Darwin lepiej zrozumieją potrzeby tego regionu niż rządzący z Canberry. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie każde hrabstwo ma władze uchwalić lokalne przepisy, o ile nie są one sprzeczne z Konstytucją USA (w Alabamie istnieje zakaz przywiązywania aligatora do hydrantu, na Alasce nie wolno obserwować łosi z samolotu i nie wolno ich z lecącej maszyny wyrzucać, nie wolno budzić niedźwiedzia w celu zrobienia mu zdjęcia ale wolno natomiast zabić go we śnie, zaś w Alabamie nie wolno nosić sztucznych wąsów do kościoła).Tak olbrzymi kraj z populacją rozsianą bardzo nierównomiernie ciężko byłoby unifikować prawo, w związku z czym prawo różni się między sobą w stanach Australii. Przykładem mogą być zakazy i nakazy: w NSW, Tasmanii i Victorii nie wolno posiadać jako zwierzęcia domowego torbaczy, z kolei w Południowej Australii nie ma z tym problemu, można ich mieć na tuziny. W stanie Queensland podczas turystycznych safari, w którym wypatruje się krokodyli nie wolno wabić ich mięsem, co z kolei w stanie Northen Territory jest dozwolone. Inaczej podchodzi się też do kwestii związanej z Aborygenami – w Northen Territory obowiązują inna zakazy niż np. w Sydney. Gdy tak sobie o tym pomyślałam, to z rozbawieniem uznałam, że tutaj jak nie podoba mi się jakieś konkretne zarządzenie w prawie to nie muszę zmieniać od razu kraju zamieszkania, wystarczy przeprowadzić się do innego stanu i już może być lepiej!;)

A jak z głosowaniem? W odróżnieniu od Polski, tutaj głosowanie jest obowiązkowe - jeśli obywatel Australii nie uda się do urny by oddać swój głos w wyborach, to płaci grzywnę w wysokości $20. Oto dobry sposób, mu poniekąd zmusić naród do bycia aktywnym politycznie. A co jeśli żaden kandydat nie spełnia naszych oczekiwań i nie chcemy głosować? Można się odwoływać i udowadniać swoje racje w specjalnych sądach.

Jeśli chodzi o zasady funkcjonowania na scenie politycznej – niewiele różni się to od tego co mamy chociażby w Polsce. Władza podzielona jest pomiędzy dwie główne partie – prawicową The Liberal Party of Australia i lewicową Labour Party. Jeden rząd (obecnie prawicowy z Tonnym Abottem na czele) obwinia poprzedni o wszystkie uchybienia i niedociągnięcia. Te same skandale, malwersacje finansowe i polityczne rozdrapywanie ran jak na całym świcie. Jest jednak jedna wielka różnica – Australijczycy nie rozwodzą się za bardzo nad przeszłością, nie koncentrują się tak na tym, co było, nad historią, a raczej nad tym, co jest teraz i nad tym co się dopiero może wydarzyć. Polityka nie jest też tym o czym się zawsze rozmawia podczas spotkań towarzyskich. My, Polacy lubujemy się w wiecznym odwoływaniu się do historii, sporach na tym tle i roztrząsaniu spraw, które uważamy za ważne. Na obronę Australijczyków trzeba przypomnieć, że historii to oni nie mają zbyt długiej no i wojen czy politycznych zawieruch też u nich szukać próżno… Cóż, szczęściarze – Australia uważana jest w końcu za jeden z najbardziej harmonijnych, bezpiecznych i bogatych krajów świata. I trzeba przyznać, że nie żyje się tu najgorzej.

piątek, 9 maja 2014

Sztuka Aborygenów

Aborygeńska sztuka jest dziś rozpoznawalna na całym świecie. Najbardziej charakterystycznym designem są ‘kropkowane malowidła’ (dot painting), które stanowią znak rozpoznawczy aborygeńskich artystów. Aborygeni malowali w ten sposób na kamieniach, w jaskiniach, liściach, rzeźbili w drewnie i kamieniu. Współczesna sztuka aborygeńska przyjęła w malrstwie ogólnoświatowy standard i artyści tej grupy etnicznej malują głównie na płótnie. Tematy wykorzystywane w malarstwie to głównie treści symboliczne, opowieści i legendy wywodzące się i nawiązujące do Dreamtime, tzw. Czas Snu. Ów dreamtime jest specyficzną przestrzenią poza czasem i konkretnym miejscem, w której przeszłość, teraźniejszość i przyszłość funkcjonują łącznie. Coś na wzór buddyjskiej nirwany. To ‘święte’ miejsce każdego Aborygena, które pieczołowicie chroni się przed obcymi. Sztuka Aborygenów często odnosi się więc do natury, piękna przyrody i mitycznych opowieści. Kolorystyka typowa dla malowideł tych pierwszych mieszkańców Australii nawiązuje do kolorytu ziemi, czyli do takich kolorów jak żółć, czerwień, zieleń, brąz, czy kolor czarny. Jak można się domyślać, poszczególne plemiona i klany mają swoje typowe motywy, kolory i wzory. Jednakże generalną wyróżniającą cechą tej sztuki jest technika kropkowa (wspomniane już dot painting) i redukcja do geometrycznej abstrakcji, którą tak upodobali sobie europejscy kubiści. 









Warto cofnąć się trochę wstecz i zbadać jak odbierali sztukę Aborygenów biali kolonizatorzy? Na ogół ją lekceważono widząc w niej coś na kształt graffiti czy zabawy dzieci z kredkami. Interesująco przedstawia się opinia jednego z niemieckich etnologów, Erharda Eylmanna – według niego ‘osobliwe wzory’ powstały dlatego, iż łatwiej jest stworzyć wzór z kresek i kropek aniżeli rozmieścić go na całej powierzchni… Dlatego też wskazywano, iż sztuka aborygeńska cechuje się taką prostotą, bo tworzyli ją ludzie prości. Protekcjonalnie uważano, iż świadczy to o braku umiejętności przedstawiania rzeczywistości w sposób ‘realistyczny’. Trudno nie zauważyć, iż jest to zupełnie inny rodzaj estetyki, która nie koncentruje się tylko na odwzorowaniu czy implementacji świata natury w obraz. To próba ekspresji własnego wyobrażenia na temat świata, próba wyrażenia treści zawartych w dreamtime. Ponadto, malowidła były ściśle związane z obrzędami, dlatego też nie było to uprawianie sztuki w zachodnim tego słowa rozumieniu -rysunki stanowiły nieodłączny element tańca, śpiewu i muzyki, czyli czegoś o wiele bardziej złożonego i magicznego. 

Zmiana w odbiorze sztuki aborygeńskiej nastąpiła na początku lat 70 tych, szczególnie ważne jest powstanie w 1972 roku Aboriginal Arts Board, której misją była ochrona działalności artystycznej Aborygenów. Od tego czasu malowidła tej grupy etnicznej cieszą się sporym powodzeniem nie tylko w Australii, ale również na całym świecie. Stało się to też wspaniałym chwytem marketingowym – wszystkie sklepy z pamiątkami w Australii oferują ‘ręcznie wykonane’ souvenirs z typowym dla Aborygenów designem. Oczywiście sprzedaje się to jako sztukę aborygeńską. Warto dodać, że wraz ze wzrostem popularności aborygeńskiej sztuki pojawiło się wiele głosów sprzeciwu od samych zainteresowanych. Twierdzono, iż Aborygeni nie powinni dzielić się ze światem świętymi treściami dreamtime. To bowiem najcenniejsze tajemnice jakie ten lud posiada –w związku z tym uważano, że należy redukować treści związane z rytuałem. Wielu zwraca też uwagę na wysoki poziom komercjalizacji dot painting – wystarczy bowiem namalować kilka kropek, napisać, że to ‘aboriginal art’ i już mamy autentyk.. Nie da się uniknąć komercyjnych podróbek – w dzisiejszych czasach turysta kupi wszystko. Co z tego, że co z tego, że z tyłu napisane jest ‘made in China’… Ot, uroki globalizacji! A kto udowodni że w Pekinie nie malował tego jakiś Aborygen?


niedziela, 4 maja 2014

Aborygeni a współczesność

Problematyka istnienia rdzennych mieszkańców Australii w multikulturowym społeczeństwie australijskim jest bardzo złożona. Po pierwsze, problemy, które dotyczą mieszkających w Northen Territory, (Aborygeni stanowią tu około 30% społeczeństwa) mają zupełnie inny wymiar niż potrzeby Aborygenów żyjących w innych stanach tego kontynentu. Wielu zauważa, iż obecna polityka rządowa koncentruje się głównie na zadośćuczynieniu. Powstało mnóstwo stowarzyszeń, fundacji i programów mających na celu kompleksową pomoc Aborygenom (http://www.indigenous.gov.au/). 

Trzeba niestety przyznać, iż bardzo duży procent społeczeństwa australijskiego nie ma pojęcia na temat tego, co tak naprawdę spotkało rdzenną ludność. Nigdy nie słyszeli o stolen generation, nigdy nie zainteresowali się tym dlaczego Aborygeni stanowią obecnie tylko niecałe 2% całego społeczeństwa Antypodów. Potoczne wyobrażenie jest takie, że Aborygeni kradną, nie pracują i piją alkohol. Coś jak potoczne wyobrażenie o cyganach w Polsce. Czy taki obraz jest prawdziwy? 

Po pierwsze – polityka wobec Aborygenów nie jest odpowiednio zbalansowana. Każdy stan i dystrykt ma nieco inne restrykcje i prawa, co jest zrozumiałe, gdyż na poziomie lokalnym każda z grup mierzy się z nieco innymi problemami. Często jednak słychać opinie, że prawa/benefity i nakazy/zakazy nie są do końca adekwatne. Z jednej strony daje im się wiele wsparcia i pieniądze, z drugiej np. w stanie Northen Teritory w wielu miejscach obowiązuje całkowity zakaz picia alkoholu dla Aborygenów (kary są niesamowicie wysokie biorąc pod uwagę wysokość przychodów Aborygenów). Zakaz zaś nie dotyczy białych mieszkańców. Jak można się domyślać zdecydowana większość Aborygenów jest temu przeciwna i takie prawo uważa za rasistowskie – dlaczego bowiem nie mogą robić w swoim kraju, w swoim domu tego na co mają ochotę? Uważają, że w ich społecznościach wcale nie pije się więcej niż pośród białych choćby w Sydney (jest w tym wiele prawdy, wystarczy przejść się nocą po dzielnicy Kings Cross, widoki niezapomniane). Zakazy w dużej części Northen Territory idą dalej – nawet najmniejsza część przychodów nie może zostać wydana na alkohol, papierosy czy hazard. Jeżeli tak się stanie, pieniądze zostają ‘poddane kwarantannie’ i czasowo wstrzymane. Narzucanie tak restrykcyjnych zakazów jest uznawany przez wielu za dyskryminację i nowy apartheid. Wedle twórców prawa owe zakazy są uzasadnione – Aborygeni łatwo się uzależniają i szybko pogrążają w alkoholizm czy hazardzie. Ale czy to prawda? Żadne badania tego nie potwierdziły, iż rdzenna ludność ma większe genetyczne predyspozycje do spożywania alkoholu niż np. Wietnamczycy żyjący w Australii. Bardziej zwraca się uwagę na poczucie braku perspektyw i beznadziei – to raczej brak prawdziwego wsparcia ze strony reszty społeczeństwa doprowadza do ucieczki w substancje odurzające. 

Co może być przyczyną tego, iż Aborygeni nie radzą sobie we współczesnym świecie? Na pewno fakt, iż byli pozbawieni możliwości łagodnego przejścia ze stadium życia w interiorze prowadząc koczowniczy tryb życia aż po mieszkańców wielkich aglomeracji miejskich. Warto też dodać, iż Aborygeni mają nie tylko kłopot z asymilacją z nie-aborygeńską częścią Australii, ale również w swoim własnym kręgu. Co ciekawe, Aborygeni niegdyś posługiwali się ponad 350 językami i dialektami, dziś pozostało już ich tylko 27. Różnice między nimi są tak znaczne jak np. między językiem niemieckim a włoskim. 


Mapa plemion aborybeńskich w Australii

Różnice językowe i kulturowe pomiędzy poszczególnymi grupami pierwszych mieszkańców Australii są na tyle duże, że uniemożliwia to również ‘mówienie jednym głosem’ w ich sprawie. Trudności z asymilacją, nagła zmiana trybu życia i narzucenie obcych im wartości społecznych i kulturowych – wielu wymienia jako przyczyny podatności na alkohol i narkotyki – poczucie wyobcowania, poczucie nieumiejętności adaptacji do życia w nowoczesnym świecie. Przekłada się to na ich percepcję w społeczeństwie australijskim– dominuje pejoratywny obraz tej grupy społecznej, odmawia się im również zatrudniania na pełne etaty – panuje powszechne przekonanie, że Aborygeni piją i nie będą pracować efektywnie. Aborygeni nie rozumieją zbytnio koncepcji pieniędzy – nauczono ich, że wszystko dostają. Gdy więc pieniądze są odcinane (bo w stanie Northen Territory wydadzą je np. na alkohol) dziwią się, że ‘woda została zakręcona’. Koegzystencja rdzennych mieszkańców, z których wielu wciąż chce prowadzić dawny, nomadyczny tryb życia i nowoczesnych lifestyles bywa trudna, co szczególnie widać w miastach. Słynne osiedle Redfern w Sydney jest aborygeńską enklawą w mieście – uchodzi ono za jedną z niebezpieczniejszych i obskurnych dzielnic. 


Dzielnica aborygeńska w Sydney - Redfern, NSW


Aborygeńskie graffiti przy stacji kolejowej w Redfern


Widok na city od strony Redfern




Inaczej wygląda życie tych Aborygenów, którzy pozostali w interiorze i buszu (szczególnie na Arnhem Land) – wielu z nich wciąż prowadzi koczowniczy tryb życia z dala od cywilizacji. Problem bezrobocia, alkoholizmu i wykluczenia społecznego wciąż jednak pozostaje. W związku z tym wielu polityków i analityków uważa, że to programy mające na celu pomoc rdzennym mieszkańcom doprowadziły do tego, iż większość z nich jest teraz bezrobotna. Podstawowym problemem jest to, że zamiast długoterminowych projektów, które będą koncentrować się na edukacji i kreowaniu możliwości podjęcia pracy w regionach zamieszkanych przez Aborygenów politycy wolą rozwiązania krótkoterminowe polegające na pomocy finansowej. Czyli zamiast wędki dajmy im ryby. Takie podejście jest nie do końca przemyślane- przyzwyczaja się Aborygenów do tego, że ‘za szkody wyrządzone w przeszłości’ należą im się niekończące się rekompensaty i wsparcie. Tyle, że to wsparcie nie jest wcale przysługą – to doprowadzanie do sytuacji, w której Aborygeni nie są w stanie podjąć pracy, gdyż brak im odpowiednich kwalifikacji i motywacji. Bo po co uczyć się i pracować, skoro można pójść na zasiłek i ubiegać się o pomoc społeczną tylko z racji tego, że jest się pokrzywdzonym Aborygenem. A w związku z tym, że Antypody to bogaty kraj, zasiłków, programów wyrównujących społeczne szanse i akcji afirmatywnych jest pod dostatkiem. To wspaniale, że rząd chce zadośćuczynienia. Ale czy to aby najlepsza metoda? Warto zwrócić uwagę na to, że w każdym formularzu do wypełnienia (lekarz, szkoła, bank, aplikacja o wypożyczenie auta) pojawia się pytanie, czy jest się Aborygenem lub mieszkańcem Torres Strait Island. Dosłownie w każdej dziedzinie życia dostępne są dla nich zniżki i specjalne programy wyrównawcze. Nagminnie pojawiają się takie komunikaty oferujące im coś tylko dlatego, że są Aborygenami: ‘Australian Aboriginal and Torres Strait Islanders will be eligible for a concession on tuition and student services and amenities fees for any level course’. 

Wielu nie-aborygeńskich Australijczyków słusznie zwraca uwagę na to, iż oferowanie Aborygenom zasiłków (zamiast próby podjęcia pracy) jest nie do końca fair w stosunku do tych, którzy pracują, płacą podatki (i z których to podatków płacone są wspomniane zapomogi). Nierzadko można usłyszeć zdania typu ‘jak długo mamy przepraszać za krzywdy wyrządzone przez naszych przodków’. I trudno się z tym nie zgodzić przynajmniej do pewnego stopnia. Australia chce uchodzić za demokratyczne i nowoczesne społeczeństwo, ale nie wie jak poradzić sobie z problemem Aborygenów. Co ciekawe – w społeczeństwie australijskim przeważa często negatywny i rasistowski stosunek nie-aborygeńskiej części kontynentu do jej pierwotnych mieszkańców. Oczywiście, publicznie niewielu to przyzna, wystarczy jednak zagadnąć ich na ten temat po kilku głębszych, wtedy wychodzi cała prawda. Gdy jednak promuje się Australię zagranicą, optyka ulega zmianie – widać uśmiechniętych Aborygenów grających na digeridoo żyjących w zgodzie z naturą. Chętnie udostępnia się ich sztukę (szczególnie malarstwo i muzykę) o reszcie nie wspominając. Można odnieść wrażenie, że Aborygenów chętnie ‘pokazuje się światu’ tylko wtedy, gdy są to jakieś pozytywne osiągnięcia. Problemy niestety pozostają nierozwiązane i pozostaje też pytanie: Czy Australia znajdzie drogę do tego, aby poradzić sobie z Aborygenami? Chciałabym wierzyć, że tak.


Aborygeni przy słynnej turystycznej Circular Quay, Sydney