niedziela, 25 maja 2014

Australian English – jak się mówi na drugim końcu świata

G'day mate ha ye goin' ….. to było jedno z pierwszych zdań jakie usłyszałam w Australii. Myślę sobie…What the hell? A to przecież zwykłe przywitanie… Nim postanowiłam zamieszkać w Australii nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że tutejszy język angielski będzie różnił się od tego, czego uczyłam się w Europie (czyli głównie wpływy amerykańskie i brytyjskie). Na Antypodach spotkałam dość nietypowy akcent, ale także, (z początku dość irytujące) kończenie zdania jakby pytając o wszystko. Nigdy tak do końca nie można być pewnym, czy to jest twierdzenie, czy pytanie, czy cholera wie co jeszcze… To tak trochę jak małe dziecko, które o wszystko pyta, nawet jak opowiada. Ktoś zażartował, ze Australijczycy są wiecznie wszystkiego niepewni dlatego nie mogą się zdecydować czy pytać, czy po prostu coś stwierdzić. Tego się nie da opisać, trzeba posłuchać, więc brzmienie australijskiego angielskiego w prześmiesznym filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=KpBYnL5fAXE 

Żeby nie było za łatwo, w związku z tym, iż Australia jest ogromna i język kształtował się czasem nieco inaczej w poszczególnych jej częściach, to w zależności od gdzie się pojedzie mówi się nieco inaczej, chodzi tu w dużej mierze o akcent. Po jakimś czasie już łatwo odróżnić względnie ‘ładny i zrozumiały’ akcent z Sydney od tego z Darwin. Generalnie funkcjonuje tutaj dość prosta zasada: im dalej na północ tym gorzej. Pamiętam, jak podróżowałam po Northern Territory czy Queensland – nierzadko zdarzało się, że rozumiem co 5 słowo mojego rozmówcy…Zresztą, często wystarczy nawet pojechać za miasto i posłuchać jak mówi się w prawdziwym australijskim slangu. Słuchając ludzi z północy ze zdziwieniem odkrywałam po jakimś czasie, że to wciąż angielski… Takim australijskim slangiem często posługują się mieszkańcy właśnie spoza miasta, czyli tzw. bogans, zwani często rednecks of Australia. Tutaj trochę przerysowana wersja bogans, ale warto obejrzeć: https://www.youtube.com/watch?v=KFzynVIJFPQ 

Prócz akcentu warto zaznaczyć, że pojawiają się nagminnie słowa, które nie są obecne w amerykańskim, czy brytyjskim angielskim. Papryka (red/green pepper) to capsicum, klapki (flip flops) to tongs, łazienka (a toilet) to dunny, strój kąpielowy (swimming suit) to cozzie. Sporo słów, które odnoszą się do aborygeńskich korzeni – chociażby boomerang, kangaroo, Parramatta (nazwa dzielnicy w Sydney), Wooloomoollo (nazwa dzielnicy w Sydney). Zwraca uwagę nagromadzenia zestawień liter z podwójnym oo, tt, rr, bardzo typowe dla języków aborygeńskich. 

Inną ciekawą charakterystyką języka jest nadużywanie pewnych słów, które nie są tak obecne w USA czy UK. Chociażby wyrażenie ‘no worries’, które pasuje dosłownie do wszystkiego. Chcesz usiąść tam? No worries! Chcesz iść ze mną do kina? No worries! Podałbyś mi tę solniczkę? No worries! Czy wyjdziesz za mnie za mąż? No worries! To taki zamiennik na : Ok, sure, not a problem, of course, yes, certainly. Zaintrygowało mnie, to w jaki sposób język odzwierciedla postawę Australijczyków i ich podejście do życia. To chroniczne nadużywanie ‘no worries’ świadczy o bezproblemowości, optymizmie i generalnie pozytywnym nastawieniu do świata. Inne typowe zwroty, które to potwierdzają to ‘that’ll do’, ‘it’s good enough’, ‘she’ll be right mate’. Nie muszę chyba wspominać o tym, ze jak w każdym anglojęzycznym kraju na pytanie ‘Jak się masz’ zawsze odpowiada się, że dobrze. Nie to co w Polsce – zwykle mówimy ‘No, jakoś leci’, Ej tam, stara bida’, ‘Ach, te same problemy’… Cóż, nikt nie odmówi nam bycia narodem marud i narzekaczy! Po kilku miesiącach człowiek przyzwyczaja się jednak do brzmienia języka, specyficznych konstrukcji zdań i wyrażeń. Teraz po 3 słowach jestem w stanie stwierdzić, czy ktoś jest Australijczykiem;) 

Na koniec słówka ‘na przetrwanie’ w Australii: https://www.youtube.com/watch?v=nDWsVXurkj8 Adam Hills - Australian accents

Adam Hills - Australian accents
www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz