niedziela, 18 maja 2014

Australijski system polityczny

Każdy wie, że Australia była początkowo kolonią brytyjską. Ale nie wie, że oficjalną głową Antypodów jest wciąż królowa brytyjska. Dla wielu jest to powód do żartów i komentarzy, w których często powtarza się, że Australijczycy są tak leniwi, że mają nawet głowę państwa spoza własnego kraju. Ale większość Australijczyków nawet nie przywiązują do tego wagi. Nie bardzo interesuje ich to, jaki status ma Australia – owszem, wielu przyznaje, że Antypody powinny stać się republiką i uniezależnić się od Anglii, ale z drugiej strony mało kto faktycznie zwraca na to uwagę, ważne by było słońce, praca, czas wolny. Ciekawe, czy Polakom byłoby takie obojętne, że na scenie międzynarodowe reprezentuje nas np. Putin… Owsze nawet w Australii zdażają się głosy krytyczne takie jak np. wypowiedź dyrektora Galerii Sztuki stanu NSW – ‘ It’s unbelievable – I simply can’t understand – poeple in Britain are bemused by the fact that this country still has their queen as its head of state.’ Co jednak począć, zmiany w tym zakresie raczej nie przyjdą zbyt prędko.


Podział stanowy Australii - source: http://mapsof.net/map/australia-states-rs01

Pełna nazwa Australii to Commonwealth of Australia. Mimo tego, iż jest niezależnym państwem z własną konstytucją ów kraj jest formalnie wciąż podległy królowej Brytyjskiej i stanowi condominium brytyjskie. Ustrój polityczny Australii to trochę takie połączenie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych – to federacyjna monarchia konstytucyjna z demokratycznym parlamentem. Składa się z 6 stanów, które przed 1901 rokiem były niezależnymi koloniami brytyjskimi i z 3 terytoriów, które posiadają autonomię – Northen Territory, Australian Capital Territory i Norfolk Island. Taki federacyjny układ sprawia, iż mieszkańcy tego kontynentu identyfikują się nie tylko z Australią jako taką, ale również z konkretnym dystryktem – gdy rozmawia się z Australijczykami zwraca uwagę fakt, że chętnie używają sformułowań ‘I’m Tasmanian’, ‘We’re Territorians’. Z pewnością ten podwój poziom identyfikacji wzbogaca. To tak jak my mówimy, że jesteśmy Polakami, ale też Dolnoślązakami czy Kaszubami (gorzej z ślazakami, którzy są po prostu... Ślązakami i już)… tyle, że my w przeciwieństwie do nich nie mamy innych regulacji prawnych, odrębności konstytucyjnych (w Australii każdy stan ma swoją konstytucję). Jednym z istotniejszych efektów takiej struktury państwowej jest to, że wszystkie ważne decyzje dla konkretnych społeczności podejmuje się na poziomie lokalnym – oczywistym jest, że politycy z Darwin lepiej zrozumieją potrzeby tego regionu niż rządzący z Canberry. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie każde hrabstwo ma władze uchwalić lokalne przepisy, o ile nie są one sprzeczne z Konstytucją USA (w Alabamie istnieje zakaz przywiązywania aligatora do hydrantu, na Alasce nie wolno obserwować łosi z samolotu i nie wolno ich z lecącej maszyny wyrzucać, nie wolno budzić niedźwiedzia w celu zrobienia mu zdjęcia ale wolno natomiast zabić go we śnie, zaś w Alabamie nie wolno nosić sztucznych wąsów do kościoła).Tak olbrzymi kraj z populacją rozsianą bardzo nierównomiernie ciężko byłoby unifikować prawo, w związku z czym prawo różni się między sobą w stanach Australii. Przykładem mogą być zakazy i nakazy: w NSW, Tasmanii i Victorii nie wolno posiadać jako zwierzęcia domowego torbaczy, z kolei w Południowej Australii nie ma z tym problemu, można ich mieć na tuziny. W stanie Queensland podczas turystycznych safari, w którym wypatruje się krokodyli nie wolno wabić ich mięsem, co z kolei w stanie Northen Territory jest dozwolone. Inaczej podchodzi się też do kwestii związanej z Aborygenami – w Northen Territory obowiązują inna zakazy niż np. w Sydney. Gdy tak sobie o tym pomyślałam, to z rozbawieniem uznałam, że tutaj jak nie podoba mi się jakieś konkretne zarządzenie w prawie to nie muszę zmieniać od razu kraju zamieszkania, wystarczy przeprowadzić się do innego stanu i już może być lepiej!;)

A jak z głosowaniem? W odróżnieniu od Polski, tutaj głosowanie jest obowiązkowe - jeśli obywatel Australii nie uda się do urny by oddać swój głos w wyborach, to płaci grzywnę w wysokości $20. Oto dobry sposób, mu poniekąd zmusić naród do bycia aktywnym politycznie. A co jeśli żaden kandydat nie spełnia naszych oczekiwań i nie chcemy głosować? Można się odwoływać i udowadniać swoje racje w specjalnych sądach.

Jeśli chodzi o zasady funkcjonowania na scenie politycznej – niewiele różni się to od tego co mamy chociażby w Polsce. Władza podzielona jest pomiędzy dwie główne partie – prawicową The Liberal Party of Australia i lewicową Labour Party. Jeden rząd (obecnie prawicowy z Tonnym Abottem na czele) obwinia poprzedni o wszystkie uchybienia i niedociągnięcia. Te same skandale, malwersacje finansowe i polityczne rozdrapywanie ran jak na całym świcie. Jest jednak jedna wielka różnica – Australijczycy nie rozwodzą się za bardzo nad przeszłością, nie koncentrują się tak na tym, co było, nad historią, a raczej nad tym, co jest teraz i nad tym co się dopiero może wydarzyć. Polityka nie jest też tym o czym się zawsze rozmawia podczas spotkań towarzyskich. My, Polacy lubujemy się w wiecznym odwoływaniu się do historii, sporach na tym tle i roztrząsaniu spraw, które uważamy za ważne. Na obronę Australijczyków trzeba przypomnieć, że historii to oni nie mają zbyt długiej no i wojen czy politycznych zawieruch też u nich szukać próżno… Cóż, szczęściarze – Australia uważana jest w końcu za jeden z najbardziej harmonijnych, bezpiecznych i bogatych krajów świata. I trzeba przyznać, że nie żyje się tu najgorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz