wtorek, 28 stycznia 2014

Australia day - czyli alkoholowa moc jest z nami!

Święta państwowo mają to do siebie, że wskazują najczęsciej na daty przełomowe w historii kraju. Niektóre państwa obchodzą dzień niepodległości, inne dzień wyzwolenia, inne dzień flagi a jeszcze inne celebrują datę założenia. W związku z tym, że Australia nigdy nie musiała walczyć o swoją niepodległość i samodzielne istnienie a została po prostu odkryta, Australijczycy obchodzą swoje święto związane właśnie z jej powstaniem. W zależności od tego z kim się rozmawia można usłyszeć różne nazwy na owe święto – ‘Foundation Day’, ‘Anniversary Day’ czy ‘Invasion Day’. Dwa pierwsze sformułowania używane są w powszechnym, mainstreamowym obiegu, ‘Invasion Day’ to termin chętnie propagowany przez rdzennych mieszkańców Australii, czyli Aborygenów i wskazuje raczej na charakter martyrologiczny.

Nie byłoby powodu, by pisać o święcie narodowym, bo przecież każde państwo takowe posiada, lecz w przypadków antypodów warto wskazać jak celebruje się Australia Day. Mając w pamięci podniosły nastrój jaki panuje w Polsce podczas Święta Niepodległości, gdzie paradaują grupy rekontrukcyjne w rymt śpiewanej Roty, spodziewałam się czegoś równie patetycznego i patriotycznego po drugiej stronie globu. Wiedziałam niby, że patriotyzm może być manifestowany w bardzo różny sposób, niemniej nie liczyłam na to, że patriotyzm może oznaczać radosne tłumy na ulicach, mnóstwo imprez towarzyszących dla dzieci, no i przede wszystkim powszechne pijaństwo, śpiewanie (słowo trochę na wyrost, bo trudno śpiewaniem nazwać zwykłe nieartykułowane darcie mordy, no chyba, że chodzi o styl Gorgoroth). Generalnie, większość moich australijskich rozmówców przyznała – ‘to kolejny dzień, kiedy można na legalu chlać od rana, i nikt złego słowa nie powie, bo to święto’. Cóż, trzeba przyznać, ze to dość osobliwe to celebrowanie święta narodowego. 

Zresztą nie ma się co rozpisywać – wystarczy zobaczyć jak Australijczycy świętują na tym filmiku , wszelkie komentarze są po prostu zbędne http://www.youtube.com/watch?v=_iWnGTC8TD0

Ciekawostka - Australia Day history told by  a bogan
https://www.youtube.com/watch?v=wlkI6yKHQ8E

I na koniec – z zeszłorocznych obchodów Australia Day – „I don’t care, I’m Aussie – tytuł mówi sam za siebie. http://www.youtube.com/watch?v=v5gGdPSpZpI&list=PLScZeLgu1jMuXjsxGi2gh_YzMkohB_C0w 

Dodatkowo zdjęcia z obchodów Australia Day


Flaga wszędzie, co to będzie, co to będzie!


Typowy Aussie boy


Typowa Aussie girl


Skaczące kangury na Darling Harbour


Długo zastanawiałam się o co chodzi - hinduskie stroje jako część programu rozrywkowego dla ludzi celebrujących Australia Day? Cóż, to pewnie efekt polityki multikulti 





sobota, 11 stycznia 2014

Wakacyjna przerwa

Drodzy czytelnicy!
W związku z moją podróżą do Tajlandii na okres 2 tygodnii nie będzie niestety żadnych nowych postów  na niniejszym blogu przez ten czas. Obiecuję nadrobić po powrocie! Tymczasem wakacje czas zacząć!


piątek, 10 stycznia 2014

Architektura australijska, czyli jak się buduje na końcu świata



Zapierająca dech w piersiach panorama Darling Harbour w Sydney



Australia jest bardzo interesującym miejsce pod względem trendów architektonicznych. To w większości wpływy brytyjskie i amerykańskie - z uwagi jednak na klimat i dostępne materiały trendy architektoniczne importowane ze starego świata są dopasowane do lokalnych wymogów, wrażliwości i możliwości. Zabudowa urbanistyczna jest - w porównaniu z europejską - zupełnie nowa, dlatego mamy tu do czynienia z krótką historią architektury. Ale bynajmniej nie nudną. Uwagę od razu przykuwa tak typowy dla młodych miast (Sydney czy Melbourne) eklektyzm – stare wiktoriańskie domki w stylu kolonialnym, kościoły wybudowane w stylu neogotyckim czy neorenesansowych europejskich budowli oraz nowoczesne przeszklone drapacze chmur.Dodatkowo, z uwagi na spory napływ imigrantów z Azji, obecne są też azjatyckie wpływy (choćby Chinatown w city). Zupełnie inaczej wyglądają małe miejscowości, w których zadęcie i moda na eklektyzm nie jest obecne. W nich czujemy się raczej jak na prowincji w Republice Południowej Afryki czy w południowych stanach Ameryki. Natomiast wędrując ulicami Sydney ma się poczucie jakby się wędrowało Manhatanem czy przez centrum Tokio. Wystarczy jednak wejść w mniejsze uliczki i już mamy inny widok – choćby stare domki z epoki wiktoriańskiej na Ultimo czy Surry Hills. Analogicznie jak w Chicago, które przytłacza w centrum wieżowcami, przeszklonymi bankami, szerokimi arteriami, jednak ścisłe city stanowi zaledwie kilka procent aglomeracji, reszta to ciągnące się w nieskończoność osiedla małych domków, jakby miasto pęczniało z roku na rok obrastając naroślą architektoniczną.

Pisząc o architekturze Australii zastanawiałam się jaka architektura dominowała tu przed wielkim skokiem urbanistycznym. Praktycznie trudno o tym cokolwiek napisać, żyli tu tylko Aborygeni – a kamiennymi jaskiniami, czy namiotopodobnymi konstrukcjami niech zajmują się etnolodzy. Początkowo w miastach takich jak Sydney, Melbourne czy Hobart pojawiły się kamienno – drewniane domki w stylu kolonialnym (ich styl budowy oparty był o względy praktyczne, oszczędność w materiałach, czy ich dostępność).


Kamienny budynek, Tasmania


Miasto Queensland, Tasmania


Kościół w małym miasteczku w Tasmanii


Stacja kolejowa w Katoomba, NSW


Charakterystycznym surowcem np. dla Sydney, który wykorzystywali Australijczycy jest tzw. Sydney Basin Hawkesbury Sandstone– specjalny rodzaj piaskowca, z którego to wzniesiono większość budynków miasta. Ów piaskowiec występował głównie w rejonie Pyrmont położonym tuż przy porcie Darling Harbour.


Piaskowiec, Central Coast, NSW


Przykładem pięknej budowli w stylu neogotyckim w Sydney wykonanej z tego piaskowca jest tutejszy Uniwersytet. 


Uniwersytet w Sydney


Z innych ‘historycznych’ (tutaj budynki objęte specjalnym programem ochrony zabytków mają niewiele ponad 100 lat) budowli warto wymienić zaprojektowane w stylu neorenesansowym kasyno w Brisbane (dawniej budynek rządowy) i katedrę St. Mary w Sydney. 

Za każdym razem, gdy widzę takie stylizowane na gotyk czy renesans budynki myślę, że chyba w pewnym sensie powodowane to było kompleksami Antypodów - oni też by chcieli mieć historię widoczną właśnie w architekturze. Bardzo typowymi dla starszych australijskich miast są terrace house, czyli domki w stylu wiktoriańskim. Najbardziej charakterystycznym elementem są wszelkiego rodzaju decorum: ornamenty na balkonach, rozety, ozdobne balustrady. Osobiście uważam, że tego rodzaju detale świadczą o ogromnej dbałości, wrażliwości budowniczych, dodawano te elementy nie z powodów praktycznych (elementy nośne budynku) ale z powodów czystej estetyki, by po prostu dom ładnie wyglądał. 


Miasto Queensland, Tasmania




Hobart, Tasmania


Ultimo, NSW


Prócz wpływów amerykańsko – europejskich Australia pomimo krótkiej historii architektonicznej wykształciła własne rozwiązania, takie jak styl tzw. Federation i trend charakterystyczny dla stanu Queensland – styl Queenslander. Ten pierwszy miał okres swej świetności pod koniec XIX wieku i początku XX. Nazwa wychodzi się zawiązania w 1901 roku federacji pomiędzy Australią w Wielką Brytanią. Cechami typowymi dla tego stylu to czerwona cegła, ostre spady dachów, witraże, drewniane dekoracje, tralki, kolumny, balustrady itp. Styl jest na tyle znaczący, że bez problemu potrafiłabym po zdjęciach wskazać, że budowla ta jest w tym właśnie stylu. 





Typ Queenslander wywodzi się od nazwy stanu Queensland. To praktyczny dom przystosowany do wymogów tropikalnego klimatu, gdzie podział pogodowy ogranicza się do pory suchej i deszczowej. Najbardziej typowe cechy widać w przestronnym domu (jedno lub dwupoziomowe), liczne wsporniki, które budowano na wypadek częstych powodzi, werandy, które służą często za pokój dzienny. Są też takie ‘egzotyczne’ dodatki jak zabezpieczenia na termity, czy nawet aligatory i inne szkodniki… 



Domy położone poza miastem to z reguły jednorodzinne budynki z wielkim ogrodem – bardzo praktycznie i wygodnie, pogoda zezwala na to, by większość dnia spędzać na wolnym powietrzu. W tych gorętszych obszarach Australii (wyżej na północ i na zachód) można zauważyć bardziej ‘praktyczne’ zabudowania. Nie ma tam renesansowych czy gotyckich budowli, a raczej proste, przewiewne drewniane domki. Te, które ulokowane są przy drodze (na trasie między miastami) wyglądają na nieco zaniedbane i zakurzone – kurz i piach z australijskiego outback robi swoje. Jedno jest pewne – architektura Australii jest taka, jak jej historia, młoda dynamiczna i eklektyczna. O ile historycy trudzą się nad nazwaniem stylu australijskiego różnymi określeniami, to chyba najbardziej pasuje tu nazwa cosmopolitan style, bo gdzie jeszcze można znaleźć taki mix budowlany?


Domki na wodzie, Woollomooloo


Fast food restaurant w Brisbane...ech, bez komentarza


Melbourne


Domki w amerykańskim stylu na Bronte, NSW


Starsze budynki w Newtown, NSW


Słynna neoromańska galeria handlowa Queens Victoria Building, Sydney



Darling Harbour, Sydney


Cronulla, NSW- nawet bloki wyglądają świetnie przy palmach ;)



Azjatyckie klimaty - Chinatown w Sydney


Eklektyzm na całego - wiktoriańskie balustrady plus tybetańskie modlitewne flagi



wtorek, 7 stycznia 2014

Złoto w Australii - eldorado, gdzie złoto rośnie na drzewach


Prawdziwe australijskie złoto


Ktoś mógłby pomyśleć, że tytuł jest przewrotną metaforą. Nic bardziej mylnego! W Australii naprawdę ów cenny kruszec rośnie na drzewach eukaliptusowych. Nie jest go w owocach co prawda za wiele, bo aby zrobić jeden kolczyk trzeba by zebrać owoców z kilkuset drzew. Ale faktem jest, że złoto znajduje się w eukaliptusie.

Pierwsze wzmianki na temat pokładów złota w Australii pojawiły się już w latach 20stych XIX wieku. Pierwsze odkrycie złóż złotonośnych z 1839 roku zawdzięczamy naszemu rodakowi Pawłowi Edmundowi Strzeleckiemu. Interesujące jest to, że po poinformowaniu ówczesnego gubernatora George’a Gippsa poproszono go milczenie w sprawie odkrytych złóż. Następny odkrywca, William Branwhite Clarke został również poproszony (za odpowiednią gratyfikacją, bo jak mówi przysłowie: milczenie jest złotem) by nie rozpowiadał o bogactwie antypodów. Przyczyną milczenia gubernatorów nie było ukrycie złotonośnych pól, lecz obawiano się tego, jak wiadomość o złocie mogłaby wpłynąć na zamieszkujących kolonie karne skazańców. Mimo tego, że w źródłach anglojęzycznych nie pojawiają się wzmianki o Strzeleckim jako pionierze gorączki złota, to palma pierwszeństwa przypadła panu Clarke, pewnie tylko dlatego, że był Brytyjczykiem. Sekret udało się utrzymać aż do lat 50 tych – na fali gorączki złota w Ameryce wielu z mieszkańców Antypodów zaczęło się interesować wydobyciem złota na rodzimym kontynencie. Niektórzy jeździli nawet do dalekiej Ameryki by zdobyć wiedzę i doświadczenie w kopaniu złota, którą można by potem wykorzystać w warunkach australijskich. Pierwsze znaleziska poza tajemnym obiegiem miały miejsce w stanie Nowa Południowa Walia (Bathurst) i Victoria (Ballart i Bendingo). W 1852 roku Australia była w czołówce światowej w wydobyciu tego kruszcu. Spektakularne odkrycia złota w zachodniej Australii dokonały się pod koniec XIX wieku.



Odkrycie złota w Australii spowodowało nie tylko boom gospodarczo – ekonomiczny. Zmienił się obraz społeczeństwa – z kolonii karnej zaczęło wyłaniać się państwo, które w niesamowicie szybkim tempie budowało swoją potęgę. Perspektywa bogactwa sprawiła, iż emigracja przybrała na sile (tylko w 1852 roku przybyło aż 370 000 emigrantów!). W stanie Victoria, który posiadał najwięcej złóż w latach 50tych liczba mieszkańców wzrosła z 77,000 aż do 540,000! Przybywali już nie tylko osadnicy z Europy czy Ameryki, pojawił się ogromny napływ ludności z Chin. Co prawda, wielu z nich przyjeżdżało na kontrakty i wracało do ojczyzny, sporo jednak zostało na nowej ziemi, zakładając kolejne osady.

Jak wyglądała praca przy wydobyciu złota? Była ciężka, nawet jak na warunki XIX wieku. Nie tylko z uwagi na "prowizoryczność" wielu przedsięwzięć (często zabierali się za to ludzie bez odpowiedniej wiedzy i sprzętu). Drugim kłopotem były odległości na lądzie…no bo jak tu dostać się z północy kontynentu na południe? Nie było dróg, był busz, czerwona ziemia, gorąc, plagi szarańczy, węże, brak wody. Trzeba było więc budować prowizoryczne trakty, potem koleje. Przykładem takiej historycznej już żelaznej drogi jest "North Australia Railway", szyny kolejowe mają na tej trasie ponad 500 kilometrów. O rozmiarze przedsięwzięcia świadczy fakt, że trasę budowano w XIX wieku, w skrajnie nieprzyjaznym klimacie. 


'Maszyna' do ważenia złota


Rozkład jazdy historycznej kolei 'North Australia Railway'


Słynna kolej australijska


Dlaczego gorączka złota ma tak wielkie znaczenie w historii Down Under? Po pierwsze, to młode państwo ma niewiele w swoich kronikach historycznych, więc wszystko co ‘dawne’ i "ważne" jest niesłychanie istotne. Historycy Antypodów wskazują też na socjologiczny fakt związany z gorączką złota, która mocno ukształtowała australijską tożsamość pełniąc ważną rolę w australijskim folklorze (ja bym się trzy razy zastanowiła czy tak to ująć, ale w australijskich dyskursie właśnie tego sformułowania się używa - folklor). Nie wspominając już o tym, iż przybyło wielu wykwalifikowanych emigrantów, którzy umożliwili Antypodom przyśpieszenie własnego rozwoju. W innym wypadku, motorem napędowym antypodów byliby potomkowie skazańców. Dziś złoto jest jednym z najważniejszych materiałów wydobywanych w Down Under, a sama Australia znajduje się na drugim miejscu zaraz po Chinach na liście krajów wydobywających cenny kruszec. Trudno się dziwić, skoro tu złoto rośnie nawet na drzewach…

Dla zainteresowanych galeria zdjęć z okresu gorączki złota http://www.australiangeographic.com.au/topics/history-culture/2013/05/gallery-australias-gold-rush-in-pictures/australias-gold-rush-in-pictures_image1



czwartek, 2 stycznia 2014

Sydney Tower – czyli spacer w chmurach





Wędrując po wielkich metropoliach mamy zazwyczaj ułatwione zadanie, gdyż niemal w każdym wielkim mieście wzniesiona jest budowla, która służy spacerowiczom za punkt orientacyjny, widać ją niemal z każdego miejsca w mieście. Paryż ma wieżę Eiffla, Tokio ma Skytree, Kanton ma Air Tower, Toronto CN Tower, Kuala Lumpur Petronas Tower z bliźniaczymi wieżami. Aspirując do światowego city i Sydney musi posiadać swoją Tower, choć w odróżnieniu od wielkich budowli światowych wieża w Sydney nie ma jednej nazwy, bo znana jest jako: Sydney Tower Eye, AMP Tower, Westfield Centrepoint Tower albo po prostu jako Centrepoint. Sydney Tower, wbrew obiegowej opinii nie jest najwyższą budowlą na Antypodach, palmę pierwszeństwa dzierży budynek Q1 w Gold Coast. 


Decyzję o budowie wieży w Sydney podjęto już 45 lat temu w 1968 roku, jednak ze względu na spór co do limitu wysokości (ustalono w końcu, że nie można przekroczyć 279 metrów ze względu na przelatujące samoloty) rozpoczęto budowę w 1975 roku. Wznoszenie wieży trwało 6 lat, i całkowity koszt przekroczył szacunkowe wydatki wielokrotnie (głównie ze względu na rosnącą cenę stali) i wyniósł 36 milionów dolarów. Z ogromną pompą otwarto wieżę w 1981 roku. Presji bicia kolejnych rekordów w wysokości budynków nie oparło się i Sydney, w 1993 roku dołożono do wieży metalowy piorunochron zwiększając jej wysokość do 309 metrów. Wielokrotnie wieża zmieniała właścicieli, jednak najbardziej spektakularną zmianą była jej sprzedaż w 2011 roku, zmieniono wtedy wielki baner AMP na logo "Westfield" (ze względu na złą czerwcową pogodę helikopter mocujący logo przerywał pracę wielokrotnie, sporo mieszkańców dopingowało pilotom komentując ich pracę). 

Jak już wielokrotnie wspominałam, Sydney jest naprawdę ładnym miastem. Zatoka, plaże, parki…to wszystko wygląda jednak jeszcze lepiej, gdy można zobaczyć to z góry. Sydney ukazuje swą majestatyczność i piękno w najbardziej zjawiskowej postaci. Mimo tego, że znam już dość dobrze miasto, to Sydney z wysokości ponad 300 metrów zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ów słynny punkt widokowy słusznie nazywany jest jako ‘oko Sydney’. Wjeżdża się na górę i ….można gapić się w nieskończoność. Znajome kształty opery, mostu, portu…widać nawet zarys Gór Błękitnych i Wyspę Cockatoo, na której kręcono jedną z części X-Men'a. W przypadku wielu miast, panorama jest często ograniczona do ścisłego centrum, widok zasłaniany jest przez postawione obok wieżowce, inne budynki, mosty…a tutaj? Góry, zatoki ze stateczkami, plaże, budynki, mosty, parki, ocean, przepiękny port. Zarządzający wieżą wiedzą doskonale, że jest to obowiązkowy punkt na turystycznej mapie Sydney, dlatego już na wstępie wita nas wiele tablic informacyjnych, z których możemy wyczytać, że mieszkańcy Sydney, pochodzą z ponad 180 różnych krajów i mówią 140 językami, na obszarze miasta znajduje się ponad 650 dzielnic, Sydney posiada największy naturalny port na świecie a wieża, w której się znajdujemy waży 2.239 ton (trudno nie wierzyć, bo jak to sprawdzić). Dla tych, którzy nie tylko chcą podziwiać widoki, ale i poczuć wysokość jest możliwość wyjścia poza zaszkloną część na wolne powietrze, trzeba opłacić bilet Skywalk, wbić się w szary skafanderek, przypiąć linką i można już wyjść na wiejące wiatry od zatoki i podziwiać ją z wysokości ponad 300 metrów. Zdecydowanie lepszy widok niż ten, który oddzielony jest szybą w punkcie widokowym, szyba jest wypalcowana, odbite są na nich nosy dzieci, często mam wrażenie, że z zawartością tego, co było w środku.

Zdjęcia z wykonane na wieży:


Słynny dach opery wyłaniający się spośród budynków


Queen Victoria Building widziane z góry


Zatoka



Darling Harbour wydaje się tu taki mały...