czwartek, 2 stycznia 2014

Sydney Tower – czyli spacer w chmurach





Wędrując po wielkich metropoliach mamy zazwyczaj ułatwione zadanie, gdyż niemal w każdym wielkim mieście wzniesiona jest budowla, która służy spacerowiczom za punkt orientacyjny, widać ją niemal z każdego miejsca w mieście. Paryż ma wieżę Eiffla, Tokio ma Skytree, Kanton ma Air Tower, Toronto CN Tower, Kuala Lumpur Petronas Tower z bliźniaczymi wieżami. Aspirując do światowego city i Sydney musi posiadać swoją Tower, choć w odróżnieniu od wielkich budowli światowych wieża w Sydney nie ma jednej nazwy, bo znana jest jako: Sydney Tower Eye, AMP Tower, Westfield Centrepoint Tower albo po prostu jako Centrepoint. Sydney Tower, wbrew obiegowej opinii nie jest najwyższą budowlą na Antypodach, palmę pierwszeństwa dzierży budynek Q1 w Gold Coast. 


Decyzję o budowie wieży w Sydney podjęto już 45 lat temu w 1968 roku, jednak ze względu na spór co do limitu wysokości (ustalono w końcu, że nie można przekroczyć 279 metrów ze względu na przelatujące samoloty) rozpoczęto budowę w 1975 roku. Wznoszenie wieży trwało 6 lat, i całkowity koszt przekroczył szacunkowe wydatki wielokrotnie (głównie ze względu na rosnącą cenę stali) i wyniósł 36 milionów dolarów. Z ogromną pompą otwarto wieżę w 1981 roku. Presji bicia kolejnych rekordów w wysokości budynków nie oparło się i Sydney, w 1993 roku dołożono do wieży metalowy piorunochron zwiększając jej wysokość do 309 metrów. Wielokrotnie wieża zmieniała właścicieli, jednak najbardziej spektakularną zmianą była jej sprzedaż w 2011 roku, zmieniono wtedy wielki baner AMP na logo "Westfield" (ze względu na złą czerwcową pogodę helikopter mocujący logo przerywał pracę wielokrotnie, sporo mieszkańców dopingowało pilotom komentując ich pracę). 

Jak już wielokrotnie wspominałam, Sydney jest naprawdę ładnym miastem. Zatoka, plaże, parki…to wszystko wygląda jednak jeszcze lepiej, gdy można zobaczyć to z góry. Sydney ukazuje swą majestatyczność i piękno w najbardziej zjawiskowej postaci. Mimo tego, że znam już dość dobrze miasto, to Sydney z wysokości ponad 300 metrów zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ów słynny punkt widokowy słusznie nazywany jest jako ‘oko Sydney’. Wjeżdża się na górę i ….można gapić się w nieskończoność. Znajome kształty opery, mostu, portu…widać nawet zarys Gór Błękitnych i Wyspę Cockatoo, na której kręcono jedną z części X-Men'a. W przypadku wielu miast, panorama jest często ograniczona do ścisłego centrum, widok zasłaniany jest przez postawione obok wieżowce, inne budynki, mosty…a tutaj? Góry, zatoki ze stateczkami, plaże, budynki, mosty, parki, ocean, przepiękny port. Zarządzający wieżą wiedzą doskonale, że jest to obowiązkowy punkt na turystycznej mapie Sydney, dlatego już na wstępie wita nas wiele tablic informacyjnych, z których możemy wyczytać, że mieszkańcy Sydney, pochodzą z ponad 180 różnych krajów i mówią 140 językami, na obszarze miasta znajduje się ponad 650 dzielnic, Sydney posiada największy naturalny port na świecie a wieża, w której się znajdujemy waży 2.239 ton (trudno nie wierzyć, bo jak to sprawdzić). Dla tych, którzy nie tylko chcą podziwiać widoki, ale i poczuć wysokość jest możliwość wyjścia poza zaszkloną część na wolne powietrze, trzeba opłacić bilet Skywalk, wbić się w szary skafanderek, przypiąć linką i można już wyjść na wiejące wiatry od zatoki i podziwiać ją z wysokości ponad 300 metrów. Zdecydowanie lepszy widok niż ten, który oddzielony jest szybą w punkcie widokowym, szyba jest wypalcowana, odbite są na nich nosy dzieci, często mam wrażenie, że z zawartością tego, co było w środku.

Zdjęcia z wykonane na wieży:


Słynny dach opery wyłaniający się spośród budynków


Queen Victoria Building widziane z góry


Zatoka



Darling Harbour wydaje się tu taki mały...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz