Warto cofnąć się trochę wstecz i zbadać jak odbierali sztukę Aborygenów biali kolonizatorzy? Na ogół ją lekceważono widząc w niej coś na kształt graffiti czy zabawy dzieci z kredkami. Interesująco przedstawia się opinia jednego z niemieckich etnologów, Erharda Eylmanna – według niego ‘osobliwe wzory’ powstały dlatego, iż łatwiej jest stworzyć wzór z kresek i kropek aniżeli rozmieścić go na całej powierzchni… Dlatego też wskazywano, iż sztuka aborygeńska cechuje się taką prostotą, bo tworzyli ją ludzie prości. Protekcjonalnie uważano, iż świadczy to o braku umiejętności przedstawiania rzeczywistości w sposób ‘realistyczny’. Trudno nie zauważyć, iż jest to zupełnie inny rodzaj estetyki, która nie koncentruje się tylko na odwzorowaniu czy implementacji świata natury w obraz. To próba ekspresji własnego wyobrażenia na temat świata, próba wyrażenia treści zawartych w dreamtime. Ponadto, malowidła były ściśle związane z obrzędami, dlatego też nie było to uprawianie sztuki w zachodnim tego słowa rozumieniu -rysunki stanowiły nieodłączny element tańca, śpiewu i muzyki, czyli czegoś o wiele bardziej złożonego i magicznego.
Zmiana w odbiorze sztuki aborygeńskiej nastąpiła na początku lat 70 tych, szczególnie ważne jest powstanie w 1972 roku Aboriginal Arts Board, której misją była ochrona działalności artystycznej Aborygenów. Od tego czasu malowidła tej grupy etnicznej cieszą się sporym powodzeniem nie tylko w Australii, ale również na całym świecie. Stało się to też wspaniałym chwytem marketingowym – wszystkie sklepy z pamiątkami w Australii oferują ‘ręcznie wykonane’ souvenirs z typowym dla Aborygenów designem. Oczywiście sprzedaje się to jako sztukę aborygeńską. Warto dodać, że wraz ze wzrostem popularności aborygeńskiej sztuki pojawiło się wiele głosów sprzeciwu od samych zainteresowanych. Twierdzono, iż Aborygeni nie powinni dzielić się ze światem świętymi treściami dreamtime. To bowiem najcenniejsze tajemnice jakie ten lud posiada –w związku z tym uważano, że należy redukować treści związane z rytuałem. Wielu zwraca też uwagę na wysoki poziom komercjalizacji dot painting – wystarczy bowiem namalować kilka kropek, napisać, że to ‘aboriginal art’ i już mamy autentyk.. Nie da się uniknąć komercyjnych podróbek – w dzisiejszych czasach turysta kupi wszystko. Co z tego, że co z tego, że z tyłu napisane jest ‘made in China’… Ot, uroki globalizacji! A kto udowodni że w Pekinie nie malował tego jakiś Aborygen?
Świetne infomrmacje! Bardzo przydatne :)
OdpowiedzUsuń