poniedziałek, 9 lutego 2015

Górskie miasteczko Thredbo i wyprawa szlakiem Dead Horse Gap




Noc była niełatwa. Budziliśmy się wiele razy, Próbowaliśmy nałożyć na siebie więcej warstw ale niestety nic nie pomagało. Temperatura wynosiła zaledwie 2 stopnie. Gdy nie jest się na takie temperatury przygotowanym trudno sobie z tym poradzić, mogłam się co najwyżej jeszcze ubrać w namiot albo w worki na śmieci. Wiedziałam co prawda, że jadę w miejsce, gdzie będzie chłodno, ale spodziewałam się minimum 8-10 stopni w nocy (tak mi powiedział wujek Google) a tutaj niemalże 0… Nie tak miały wyglądać te wakacje. Mój nastrój pogorszył się gdy udało mi się złapać zasięg i telefon powiedział mi, że aktualnie w Sydney jest 32 stopnie. No nie ma co, urządziliśmy sobie świetną wycieczkę. By poprawić morale zgodnie z planem wybraliśmy się do miasteczka Thredbo, które oddalone było tylko 20 min od naszego kempingu. 

Thredbo, z zawrotną populacją około 480 osób, to miasteczko, które niegdyś żyło tylko w zimie. W lecie było martwe aż do kilku lat wstecz (5, 6 lat temu), wtedy władze tego regionu postanowiły uatrakcyjnić miasteczko i sprowadzić turystów również poza sezonem narciarskim. A jest tu wiele atrakcji - wspaniałe szlaki górskie do chodzenia i wspinania się, festiwale (bluesowy, piwny etc.) i bardzo popularne wśród młodzieży – kolarstwo górskie (głównie widać tu rowery MTB). Gdy przechadzaliśmy się po centrum miasteczka znaleźliśmy kilka dobrych kafejek i restauracji, wyciągi krzesełkowe, muzeum narciarstwa z okolic Thredbo i kilka sklepów. Nic wielkiego, ale przyjemny klimat, taka trochę mniejsza Szklarska Poręba latem. 

Po krótkim rekonesansie i śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na naszą pierwszą wycieczkę. Udaliśmy się do puntu zakupu biletów na wyciąg. Planowaliśmy zdobyć Kosciuszko Mountain a w kolejne dni odwiedzić mniejsze szlaki. Okazało się jednak, że na szczycie Kosciuszko było….-10. Nie, to nie żarty, temperatura – 10. W tej sytuacji zmieniliśmy plan, wybraliśmy inną trasę, gdzie temperatura wynosiła tylko -3. Powiedziano nam bowiem, że dnia kolejnego mają być na szycie temperatury w okolicach 0, może nawet plusowe, więc skoro możemy przełożyć naszą wędrówkę to powinniśmy tak zrobić. Dodatkowo, wypożyczyliśmy ubrania narciarskie by jakoś przeżyć te -3. Wyglądaliśmy komicznie – niby środek lata australijskiego a my paradowaliśmy w puchówkach przygotowani jak ekipa poszukująca bałwana.



Porządnie zaopatrzeni wyruszyliśmy w nieznane. 



Najpierw przejechaliśmy się kawałek wyciągiem krzesełkowym (wiało jak diabli), następnie zaczęliśmy się wspinać. Pierwsze, co nas uderzyło, to siła wiatru. Było tak niesamowicie wietrznie, że po 3 minutach obydwoje zawahaliśmy się czy iść dalej. Uznaliśmy jednak, że spróbujemy, choć nasz trekking nie należał do przyjemnych. Ja plułam sobie w brodę, że wybrałam takie miejsce na letnie wakacje. To po to żeśmy taki kawał jechali by marznąć gdzieś w górach? Przecież mogliśmy teraz nurkować na rafie, albo jeździć na nartach wodnych. A tutaj, co najwyżej byliśmy ubrani ale jak na narty na śniegu. Potem śmiałam się, że skoro ja mam tu -3, to to nawet zimniej niż w Polsce w środku zimy. Sprawdziłam bowiem potem temperatury i okazało się, że w tym czasie we Wroclawiu było 5 stopni na plusie. Cóż… Humor poprawił mi się, gdy zobaczyłam otaczające mnie widoki – pustka i piękno natury. Cisza, słychać tylko wiatr, widać kłębiste chmury, mgła. Kolory surowe, zieleń, biel, szarość. Mimo zimna byłam zachwycona miejscem – ascetyczny obraz jak gdzieś na końcu świata. Poezja.





Szlak nazywał się Dead Horse Gap – to miejsce, gdzie często odbywają się różne zawody konne. Czasem zdarza się, że któryś z nich ginie. Nazwa oddaje cześć koniom, którym nie udało się przezwyciężyć gór.







Marsz miał być 3 godzinny, ale pomyliliśmy trasy i nasza wędrówka zamieniła się w 6 godzinny trekking. Warto było, bo widoki wspaniałe, ale przyznam, że wymarzłam się porządnie i jedyne o czym marzyłam to o kubku ciepłej herbaty.

O dalszej wyprawie i o zdobywaniu najwyższego szczytu Australii w kolejnym poście!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz