środa, 26 listopada 2014

Cockatoo Island, czyli gdzie schronić się przed upałem sydnejskim



Gdy w Sydney zaczyna robić się za gorąco, przyjemnie jest wskoczyć na prom i uciec na małą wyspę w pobliżu miasta. Owo miejsce nazywa się Cockatoo Island - by tam dotrzeć wystarczy złapać prom na stacji Circular Quay lub Darling Harbour i już w ciągu 10 minut jesteśmy na miejscu. Nim pojechałam na Cockatoo wiedziałam tylko, że była to niegdyś kolonia karna dla zesłańców z Europy (wspomina się głównie o Norfolk Island). Jak się okazało, od końca XIX wieku była to największa w Australii stocznia a następnie placówka, gdzie konstruowano i naprawiano statki (szczególnie w okresie pierwszej i drugiej wojny światowej). Dla zainteresowanych historią wysypy więcej na ten temat w poniższym linku:
http://www.cockatooisland.gov.au/about/history





Ogromne wrażenie zrobiły na mnie pozostałości po wielkich halach produkcyjnych, fragmenty statków, dźwigów, wysięgników. Klimat wyspy jest taki trochę postindustrialny – zardzewiałe maszyny, wielkie hale, skały, palmy, szum oceanu i to niemalże wszechobecne gdakanie mew, jakby przypominające wersy z Koheleta: wszystko przemija. I to wszystko ze wspaniałym widokiem na most i Balmain (jedna z dzielnic Sydney). 




Na wyspie nie mieszka nikt, ale oczywiście pomyślano o turystach i niesamowitą popularnością cieszy się kamping na wyspie. Co ciekawe, za kawałek miejsca na ziemi i namiot płacimy aż $150 (wersja droższa) i $99 (wersja tańsza). Cóż…cenią się cenią, pewnie dlatego, że od 2010 wpisano ich na listę UNESCO (World Heritage Site). Jest też wersja luksusowa – Heritage Holiday House (przyznam, że nie prezentował się najlepiej) za $895 za noc…podziwiam ludzi, którzy płacą takie pieniądze na bardzo średnie warunki tylko po to, by przespać się na ‘słynnej wyspie’.



Jest też oczywiście pub, który ma klimat ‘tropikalnej imprezowni’ – leżaczki, palmy i wspaniały widok na Harbour Bridge. 



Na wyspie obecnie organizuje się różnorakie wydarzenia kulturalne (od słynnego Biennale Sydney aż po zwyczajne warsztaty fotograficzne etc.) Można też zarezerwować sobie to miejsce na ślub, konferencje, imprezę świąteczną…dla każdego coś się znajdzie.
Przyznam, że przyjemnie w taki upalny dzień było wybrać się do miejsca, gdzie wiało niesamowicie (nie wiem, czy to taki dzień był, czy zawsze tak zawiewa, ale ochłoda była wspaniała) i gdzie można popijać drinki z palemką z widokiem na Sydney. Trzeba tylko pamiętać by się nie zasiedzieć i by zdążyć na ostatni prom bo inaczej to kłopot jest…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz