Ciekawy jest za to fakt, że w Australii zamiast wielkanocnego zajączka mamy wielkanocnego Bilby. A cóż to takiego? Otóż, w związku z tym, że w króliki i zające dokonały niesamowitych zniszczeń w tutejszej florze i faunie doprowadzając do wyginięcia wielu ‘rodowitych’ zwierząt australijskich i roślin nie są to mile widziane zwierzątka, wspominanie ich nie jest zatem taktowne. W społeczeństwie występuje bardzo silna niechęć do tych ‘małych niszczycieli’ - w wielu australijskich stanach posiadanie królika jest nielegalne. Powstało sporo fundacji mających na celu uświadamianie społeczeństwa na temat tego króliczego problemu (‘rabbit problem’). Dla zainteresowanych link poniżej: http://www.rabbitfreeaustralia.org.au/rabbit_problem.html
I właśnie to jest główny powód dla którego Australijczycy postanowili zmienić tradycję i zastąpili królika wielkanocnego rodowitym bilby. Pierwsze próby tych działań pojawiły się już w latach 70-tych, tym niemniej dopiero w latach 90-tych, kiedy to duże koncerny produkujące czekoladę włączyły się w kampanię ‘chocolate bilbies not bunnies’ akcja stała się masowa. Te australijskie żyjątka z wyglądu przypominają trochę skrzyżowanie szczura z królikiem, oto zdjęcie:
No cóż, każdy kraj ma prawo trochę ‘ponaciągać’ tradycje. Królik królikiem, ale najważniejszym wydarzeniem jest tzw. Sydney Royal Easter Show (http://www.eastershow.com.au/), czyli spęd wszystkich okolicznych mieszkańców w ogromnym Sydney Olympic Park. Nie bardzo wiedziałam czego mogę się spodziewać, bo powiedziano mi, że będą tam zarówno zwierzęta jak i karuzele, markety, pokazy, konkursy na najlepsze ciasto czy marmoladę i wyścigi konne. Czyli miks – dla każdego coś miłego. Już po wejściu (czekanie w kilku minutowej kolejce) zostałam powalona rozmiarem imprezy, ilością ludzi i atrakcjami. Plan był taki by spędzić tam cały dzień od 9 do 22, ale powiem od razu, że wytrzymałam tylko 5 godzin i i tak byłam zmęczona hałasem, jaskrawymi kolorami i niekończącym się chodzeniem, że marzyłam o powrocie do domu. Nie powiem, było kilka ciekawych atrakcji takich jak strzyżenie owiec czy wystawa obrazów, ale ponad to to niewiele ciekawego.
Powiem szczerze, że czułam się jak na takim masowym spędzie, taki festyn dla rozwrzeszczanych miejskich dzieci, które biegają w tę i z powrotem ekscytując się owcami i kurczakami jednocześnie próbując załapać się na wszystkie możliwe pokazy/konkursy etc. Oto przykładowe wydarzenia:
Tzw. 'show bag' - najwieksza atrakcja dla dzieci
Aborygeński akcent zawsze i wszędzie w Down Under
Pokaz łowienia - przy okazji można potem u Pana kupić haczyki
Co tam, że Easter Show, wróżby zawsze dla każdego
Zjeżdżalnia dla dzieci
Pokazy taneczne
Pokazy konne
Konkurs na najlepszą wełnę
Wszyscy kochają zwierzątka
Moje ulubione: pokaz strzyżenia owiec
Konkurs na najlepsze kury i kurczaki
Cóż, wiem jedno – kolejna Wielkanoc na pewno obędzie się bez Easter Show, raczej zostaniemy w tradycyjnym domowym klimacie ;)
Dziękuję za informacje. czytam od deski do deski. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! dziekuje bardzo i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! dziekuje bardzo i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń